Większość mojego dorosłego życia mogę podsumować jednym słowem: poszukiwanie. Nie jestem w stanie stwierdzić czy to głód wiedzy, czy też wewnętrzny przymus, aby rozumieć wszystko wokół.
Nadal jestem Poszukującą. Mam nadzieję, że tak już zostanie do moich ostatnich dni na ziemi. Nie chciałabym zapaść się w sobie i nie reagować na zewnętrzny świat, choć czasami ulegam pokusie odcięcia się od niego.
We wszystkim, co robię, kieruję się zasadą “złotego środka”. Czasem zbyt wiele dobrego ma tragiczne skutki. ;(
Jeszcze dwa tygodnie temu zastanawiałam się, czy nie zawiesić bloga na jakiś czas albo całkowicie go zlikwidować. Myślałam, że wtedy będę miała więcej czasu na coś innego. Myślałam, myślałam i nic nie wymyśliłam. Tak szczerze mówiąc, to lubię tę moją pisaninę. Hahaha! Pozwala mi trochę uporządkować myśli w głowie i skupić się na czymś innym niż bycie tylko mamą. Tak, tak….Ale z drugiej strony…. taka dychotomia … ani tak, ani siak.
Chęć ciągłego doskonalenia się, rozwoju jest bardzo chwalebna, ale nie może przesłaniać wszystkiego innego w naszym życiu. Dlaczego tak trudne jest zachowanie równowagi w tym wszystkim? Nie byłabym sobą, gdybym nie miała kilku na to teorii, a jakże!
Już teraz i na “maksa”
Oj, tak. Chcemy wyników jak najszybciej i, najlepiej, żeby były widoczne i duże. Chcemy efektu. Czegoś namacalnego i rzeczywistego. Dlatego odcinamy się od wszystkiego (niemalże) i urządzamy sobie maratony. Czasem to jest jedyne wyjście, ale zazwyczaj, po dłuższym czasie, szkodzi nam. O czym piszę?
Na przykład. Urodzimy dziecko. W głowie rodzi nam się piękny plan, jak bardzo doskonałymi rodzicami będziemy i jak bardzo będziemy się spełniać w roli mamy czy taty. BZDURA! Przepraszam, że tak obcesowo, ale inaczej nie mogę. Prawda jest taka, że wszystkie założenia dotyczące rodzicielstwa nie można traktować jako coś stałego i ugruntowanego. Dlaczego? Bo my się zmieniamy, swoim zachowaniem wpływamy na zachowanie dzieci. To tak najprościej. Poza tym, no cóż, prawdziwe rodzicielstwo nie ma nic wspólnego z pięknymi widoczkami rodzajowymi w kolorze pastelu (odpowiednio błękit lub róż). Ja osobiście ciągle obawiam się, że nie będę dobrą mamą dla moich maluchów. Teraz już wiem, skąd wzięło się takie przekonanie u mnie. Wpojona niska samoocena (i utwierdzana przez szereg lat).
Kiedy urodził się starszak, skupiłam się tylko na nim. Odsunęłam się od wszystkich, również Pana Męża. Okoliczności porodu również nie ułatwiały sprawy. Przez pierwsze miesiące było tylko maleństwo. Zapomniałam również o sobie! Błąd! Trzeba znajdować we wszystkim równowagę. To, że będziemy na “maksa” skupieni tylko i wyłącznie na jednej sprawie czy sferze życia, nie jest dobre, dla nikogo.
Oddech konkurencji
Młodsi od nas mogą nam zaszkodzić. Tak sobie myślimy. Że na pewne sprawy jesteśmy za starzy. Kolejny głupi mit. Tak naprawdę mamy tyle lat na ile się czujemy. Nawet młoda dwudziestka nam nie zagrozi, jeśli myśli o sobie jak stetryczała osiemdziesięciolatka. Czasami myślimy, że musimy gonić młodsze pokolenie… Nie zastanawiamy się dlaczego, ale gnamy … Boimy się zostać w tyle. Nikt z nas nie pomyślał, chyba aby zrobić krok… W BOK… Zastanawiające, prawda? Odnaleźć swoje tempo i swoją własną niszę, w której nikt nie będzie dla nas konkurencją. Spróbujcie nad tym pomyśleć. Może warto się zatrzymać na chwile i pomyśleć. Ślepy pęd naprzód nie jest dobry. Zawsze trzeba się kierować własnym osądem. Od tego masz swój mózg, aby myśleć samodzielnie.
Priorytety
Nie umiemy stawiać sobie priorytetów. Mamy tak dużo obszarów, w których chcemy działać. Zbyt dużo, aby utrzymać równowagę wśród nich. Jedyny sposób to wybranie kilku najważniejszych i faktyczne doskonalenie się w nich. A cała reszta? Jeśli nie są dla Ciebie ważne oraz niekonieczne – zapomnij o nich. Po co zaśmiecać sobie głowę czymś, co Cię nie interesuje, nie jest istotne w sensie egzystencji ( … jak na przykład praca 🙂 )? Zostaw to za sobą i patrz, co zostało. Wśród tych kilku najważniejszych obszarów łatwiej zachować balans, prawda?
Co ludzie pomyślą?
O tak, najczęstszy powód, aby zajmować się rzeczami, które nas w ogóle nie interesują. Myślimy, że musimy robić pewne rzeczy, bo tak wypada. Uwaga! Nie wszyscy ludzie mają potrzebę posiadania dzieci i bycia rodzicem, nie każdy potrzebuje zrobić karierę, nie wszyscy muszą ciągle się rozwijać. Każdy z nas podejmuje decyzję za siebie, a nie za “ludzi”, którzy stoją obok i nie mają pojęcia, jakie pragnienia czy wartości wyznajemy. Słuchając tych “ludzi” wpakowujemy się w coś, czego nie chcemy i próbujemy z tym żyć. Choć wewnętrznie wiemy, jak nas to mierzi i nie pasuje. Nie “słuchajcie” co ludzie powiedzą, ale co podpowiada Wam intuicja, serce. Ono wie jakie obszary życia są dla Was, wtedy utrzymanie balansu wśród nich będzie banalnie proste.
Zaniedbuję jedno na rzecz drugiego
Gdy mamy zbyt wiele na głowie, nie ma możliwości, aby wszystko było idealnie. Zdarza się, że nawet gdy mamy już wyszczególnione kilka obszarów to jeden lub dwa z nich jest zaniedbywany. Dlaczego? Bo czujemy nieodpartą chęć poświęcenia się w innych domenach. Nie idźcie tą drogą (chyba że jest to jednodniowy wyskok ;)).
Nie swoje cele
I ostatnie przewinienie. Stawiamy sobie w życiu całe multum celów do spełnienia. Co roku planujemy tak ambitne cele, szukamy kierunku, w jakim ma biec nasze życie. A często okazuje się, że cele, które wybraliśmy, nie są nasze! Zastanówcie się, czy tak czasem nie spełniasz celu mamy, teściowej, sąsiadki, koleżanki itd. A jak to sprawdzić? Bardzo prosto. Zapytaj siebie o ten cel i poczuj, co czujesz, gdy o nim myślisz. Czy już sama droga do jego spełnienia napawa cię radością? A może na jego myśl przechodzi cię dreszcz zniechęcenia? To jak?
Aby zachować balans wśród wszystkich obszarów, tych, których sama sobie wybrałaś i tych, których musisz (niestety) wykonywać, najlepiej znaleźć “złoty środek”. Życzę Wam, abyście mogli się spełniać tam, gdzie chcecie, a nie musicie. Bez oglądania się na innych.
2 Responses
Agnieszka
Czy ty siedzisz w mojej głowie czy my obie mamy te same geny? Danusia….kurde…znowu w sedno i to tak dobitnie!
Danuta
Wirtualne Siostry. Mówiłam. 😉