Medytacja to nie pozbywanie się wszystkich myśli z głowy i osiąganie mistycznej pustki. To umiejętność zauważania myśli takimi, jakie są i delikatne odsuwanie ich od siebie. Nie jest to na początku takie proste.
Zwłaszcza gdy na barki zostaje zrzucone Ci przez los coraz to inne kłody do niesienia. Wszystko opiera się na Twojej interpretacji zdarzenia czy problemu. Mózg musi mieć swoje wytłumaczenie, aby dać sobie z tym radę.
Dlaczego najwięcej myślimy (tak nam się wydaje), gdy już położymy się do łóżka i chcemy zasnąć?
Mózg myśli sobie wtedy – no, to moja kolej, ciało już nie będzie przeszkadzać.
Mam wrażenie, że ten rok będzie mnie wystawiał na coraz to inne próby. Duże, małe i bardzo ciężki. Nie idzie mi z niczym, w moim mniemaniu. A potem uświadamiam sobie, że nie mam jakiś konkretnych wytycznych, co do tego, co miałoby się zadziać w tym roku. Przezornie nie ustalałam sobie planów, bo nie czułam, abym mogła je zrealizować. Co nie oznacza, że moja podświadomość nie ma jakiegoś konkretnego planu.
Podejrzewam, że niestety moje odczucia i nastawienie do codzienności są powodowane moim stanem zdrowia. Niestety, mogłoby mi się polepszyć, ale ciągle sprawdzam wyszukane w internecie informacje, macam z zamkniętymi oczami i szukam najlepszego (jakiegokolwiek) rozwiązania. Lekarz, który powinien mnie leczyć, optuje za tym, że będę brała hormony do końca życia i już. To, że chyba dawka jest niewłaściwa (odczuwam dolegliwości bardziej natury psychicznej), jego nie interesuje, bo wyniki mam w normie.
Całkowicie przypadkowo wyczytałam, że przy Hashi powinno się zbadać poziom witaminy D. Co też zrobiłam – oczywiście prywatnie, bo mój endo nie daje skierowania nawet na “tarczycową trójkę”. Tak, mam tak duży niedobór tej witaminy, że nie dziwię się moim kiepskim humorkom.
Ehh… obiecałam sobie, że nie będę smucić.
Trzeba łykać witaminki, bo z pożywienia najwidoczniej (pomimo moich usilnych starań) nie za wiele pozyskuję. I do tego w końcu jest trochę więcej słoneczka. Trzeba na stałe wpisać sobie w rozkład dnia spacerek.
Czasami przeraża mnie ogrom rzeczy, które powinnam robić, aby poczuć się lepiej. Pomału będę musiała zrobić długaśną listę i odhaczać czy wszystko jest zrobione. A w rezultacie pewnie okaże się, że nadal jest kiepsko. Pociesza mnie jedynie myśl, że ogólną morfologię, żelazo, glukozę i cholesterol mam w normie. Ufff…
Gdyby jeszcze głowa dałaby mi odpocząć… Praktycznie cały czas jestem na obrotach, nawet teraz piszę dla Was, a jednym uchem sprawdzam, czy maluszek się nie obudził, a starszak czy nadal się bawi w układanie słówek z literek (prezent od zajączka ;)).
Kiedyś pomagało czytanie książek. Teraz to nie załatwia sprawy – łykam książki, ale nadal nie umie uspokoić myśli.
Zostaw komentarz