Tak to już bywa. W zeszłym roku przeczytałam książek z nawiązką. W tym roku zabrakło mi jednej. Pewnie gdybym skupiała się na króciutkich formach, to bym dała radę.
Ale dosyć już smucenia. Co się czytało w grudniu.
Grudniowe lektury
Ten pan zawsze się sprawdza. Czasami trzeba odświeżyć umysł i ON jest rozwiązaniem. Zawsze.
- Jo Nesbø “Krew na śniegu”
Nie typowy kryminał. Bardzo, bardzo. Romantyczna historia o miłości, która przenosi się ponad czasem i przestrzenią. Pozory bardzo mylą, a myślom głównego bohatera nie można ufać. Tak do końca wiadomo, która z “miłości” jest tą jedyną. Dopiero na ostatnich strona dowiadujemy się tego. Tragedia napisana życiem.
Najsmutniejsza dla mnie scena to ta ostatnia. Chwyta za serce. Pokazuje jak bardzo każdy z nas potrzebuje miłości. - Jo Nesbø “Więcej krwi”
I jeszcze więcej Jo. I … znów romantyczna opowieść, lecz troszkę bardziej optymistyczna. Kończy się dobrze, a zaczyna się no cóż… Jakby miało się wszystko skończyć, a dopiero się zaczęło. Takie kryminały dają oddech. Pozwalają spojrzeć na swoje życie troszkę z boku. Człowiek zwalnia. - Kurt Vonnegut “Matka noc”
Tak dawno go nie czytałam, że niemal zapomniałam jak to z nim jest. Cudowna ironia, która pasuje do każdego czasu i przestrzeni. A “Matka noc” to kolejne przypomnienie dla mnie, aby nie udawać za bardzo osoby, którą się nie jest. Dlaczego? Bo można przedobrzyć. Można być tak zbyt idealnym w aktorstwie. I zatracić siebie.
Mój sposób na brak pewności siebie od zawsze było jej udawanie. Czasami byłam w tym bardzo dobra. Ale niestety to nie byłam ja. - Grażyna Plebanek “Córki rozbójniczki”
Książki Plebanek biorę w ciemno i jeszcze nigdy się nie rozczarowałam. O czym tym razem? O tym samym co zawsze. O sile kobiet, która jest głęboko ukryta w nas i poprzednich pokoleniach kobiet. Książka to zbiór artykułów inspirowanych postaciami kobiecymi. Są tu postacie fikcyjne jaki i prawdziwe pisarki. Cudowna opowieść o kobietach opowiedziana przez kobietę. - Patrick Lee “Widmowa kraina”
To druga część trylogii. Pierwsza to “Tunel”, który przeczytałam, zdaje się, że rok temu…
O czym? Intryga szeroko zakrojona. Ludzkość zagrożona wyginięciem i matactwa rządzących. To tak w wielkim skrócie. Co jest najbardziej przerażające? Gdyby zaistniał jeden czynnik, to co opisane w książce, mogłoby się przydarzyć naprawdę. Niezbyt to budujące.:( - Katarzyna Kędzierska “Chcieć mniej”
Książka o minimalizmie. Inna niż każda już napisana. Tchnąca entuzjazmem i motywująca. Bez lania wody i przydługich wycieczek słownych nie wiadomo gdzie. Połknięta w jeden dzień. Autorką jest blogerka, którą czytam. (link go jej bloga). Nie rozczarowała w żadnym momencie. Po lekturze jej książki nabrałam przekonania, że uda mi się zlikwidować mój księgozbiór. A jest tego całkiem sporo. Trochę wyjaśniła te oczywiste mechanizmy, które nami kierują przy zbieraniu rzeczy i przy kupowaniu. I… minimalizm to nie tylko puste przestrzenie i kolor biały. To nastawienie do życia, jego filozofia. Kaśka podbiła moje serce chęcią wybicia się z utartego schematu. To lubię. Nieszablonowe osobowości dużo bardziej inspirują, a jeśli jeszcze podzielamy ich poglądy… eh! POLECAM tę książkę. Jest też dostępna w formie e-booka. - Brian Tracy “Zjedz tę żabę”
Króciutka pozycja o tym, jak efektywniej wykorzystywać czas. Nie tylko w pracy, ale też w życiu prywatnym. W sumie masę rzeczy, o których mowa już wiedziałam i stosowałam. Lecz przeczytanie tego jeszcze raz i zobaczenie czarno na białym, podbudowuje naszą motywację. Robię dobrze! To takie fajne przeczytać, że coś, co robiło się intuicyjnie, jest jak najbardziej prawidłowe. - Brian Tracy “Zarabiaj tyle, ile jesteś wart. Zmaksymalizuj swoje przychody już teraz”
To smutne, ale ta książka składa się z samych powtórzeń. Są powtórzenia z “Zjedz tę żabę” i z rozdziału na rozdział. To wkurza i to bardzo. Momentami przeskakiwałam całe akapity! Szkoda czasu… Bardzo nie wiele można z niej wyciągnąć niestety. Chyba że ja jestem trochę uprzedzona i tego nie widzę. Co jeszcze? Więcej odniesienia do rynku amerykańskiego. Wiadomo – autor jest Amerykaninem, więc nic dziwnego, że pisze o swoim podwórku. Lecz mnie bardzo to drażni. Amerykański sen ma się nijak do polskiej prowincji, gdzie człowiek się cieszy, że W OGÓLE ma pracę, a nie ile może maksymalnie zarobić. Możliwe, że to moje ograniczenia mentalne, ale książka do mnie niestety nie przemówiła. Może kogoś innego przekona? ( oddam za darmo ;))
Miłego zaczytania.
Zostaw komentarz