
„Mały książę” – kiedy świat staje się za duży
Czasami książki motywacyjne dla mam nie muszą mieć w tytule słowa „matka” ani „work-life balance”. Czasami wystarczy cienka książeczka, którą każdy zna z dzieciństwa, ale mało kto czyta jako dorosły.
Kiedy sięgnęłam po „Małego księcia”
Było już późno. Trzeci projekt w tym miesiącu wymagał poprawek, klient zmienił zdanie po raz piąty, a ja siedziałam przed ekranem z pustym spojrzeniem. W drugiej połowie domu spało dwoje dzieci – jedno po wizycie u specjalisty, drugie ze stresem przed klasówką. Freelancer mama w pełnej okazałości.
Mąż przyniósł mi herbatę i powiedział: „Może odłóż to na jutro?”. Ale jutro były kolejne deadliny, kolejne mejle, kolejne „szybkie poprawki”. Poczułam, że coś pęka. Nie płakałam – po prostu siedziałam i patrzyłam w ekran, niezdolna ruszyć palcem.
Dlaczego akurat ta książka
„Małego Księcia” dostałam kiedyś w prezencie. Stał na półce od miesięcy. Sięgnęłam po niego mechanicznie, bo telefon był za daleko, a komputer przestał istnieć.
Pierwsze strony czytałam powierzchownie. Potem trafiłam na to zdanie:
„Dorośli bardzo lubią liczby. Kiedy opowiadasz im o nowym przyjacielu, nigdy nie pytają o rzeczy istotne. Nigdy nie powiedzą: 'Jaki ma głos? W jakie gry lubi grać?’ Pytają natomiast: 'Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?'”
Zatrzymałam się. Przeczytałam jeszcze raz.
Co zrozumiałam tej nocy
Przez ostatnie tygodnie myślałam wyłącznie w liczbach. Ile projektów muszę skończyć. A ile pieniędzy muszę zarobić. No i ile godzin przespanej nocy mi zostało. Ile wizyt lekarskich przed nami w tym miesiącu. Ile, ile, ile.
Zapomniałam zapytać siebie o rzeczy istotne. Czy to, co robię, ma sens. Czy jestem szczęśliwa. Czy moje dzieci widzą mamę, czy tylko zmęczoną kobietę przy laptopie.
Książki motywacyjne dla mam często krzyczą: „Możesz wszystko! Zorganizuj się lepiej! Postaw granice!”. „Mały Książę” szepnął coś innego: „A może przestaniesz na chwilę liczyć i zapytasz, co naprawdę jest ważne?”.
Co się zmieniło
Nie zamknęłam laptopa od razu. Ale napisałam do klienta, że poprawki dostanie pojutrze, nie jutro. Po raz pierwszy od miesięcy położyłam się spać przed pierwszą w nocy.
Następnego dnia rano, zamiast od razu sprawdzać mejle, napełniłam kubek herbaty i usiadłam przy oknie. Pięć minut ciszy. Patrzyłam, jak wschodzi słońce, i nie myślałam o deadlinach.
To nie była magiczna przemiana. Projekty nadal były, deadliny też. Ale od tamtej nocy staram się częściej pytać siebie o „rzeczy istotne”. Czasami to działa, czasami znowu grzęznę w liczbach. Ale mam punkt odniesienia – cienką książeczkę, która przypomina mi, kim jestem poza rolą mamy-freelancerki-żonglerki.
Dla kogo jest ta książka
Jeśli szukasz książek motywacyjnych dla mam, które nie będą Cię pouczać, tylko pozwolą po prostu oddychać – „Mały Książę” to dziwny, ale świetny wybór. To nie jest poradnik. To przypomnienie, że zanim zaczniemy optymalizować swoje życie, warto zapytać, czy to życie, które chcemy mieć.
Najlepiej czytać ją późno wieczorem, gdy dom już śpi. Albo wcześnie rano, zanim zacznie się dzienny chaos. W ciszy, z kubkiem czegoś ciepłego. Pozwól, żeby tekst do Ciebie mówił – nie analizuj, nie rób notatek. Po prostu czytaj.
Co możesz zrobić dziś
Jeśli czujesz, że życie stało się za duże, za głośne, za pełne liczb – nie musisz od razu sięgać po „Małego Księcia”. Możesz zacząć od pytania:
Co dla mnie teraz jest naprawdę ważne?
Nie „co muszę zrobić” ani „co powinnam”. Co jest WAŻNE. Dla Ciebie, nie dla listy zadań.
Czasami odpowiedź brzmi: „Położyć się spać”. I to jest w porządku. To jest bardzo ważne.
A Ty? Czy są książki, które pomagały Ci w trudnych momentach? Nie te z kategorii „motywacja”, ale te niespodziewane, które trafiły w odpowiednim momencie? Napisz w komentarzu – może ktoś znajdzie w Twojej historii swoją przyszłą książkę.