Jeszcze raz napiszę. Gdyby nie ciąża dalej żyłabym w pełnej nieświadomości, że coś nic dobrego dzieje się z moją tarczycą.
A kiedy Wy ostatnio się przebadaliście? Nie dlatego, że czujecie się źle i lekarz zlecił. Ale właśnie dlatego, że nic was nie boli, ani nie niepokoi? Dla czystego skontrolowania, czy wszystko jest OK.
Na początku wyszła mi niedoczynność tarczycy (wspominałam o tym tu). Wizyta u endokrynologa załatwiana jak zawsze prywatnie (leczyć się muszę już, a nie za rok!) przyniosła mi skierowanie na kolejne badania. Po miesiącu przyjmowania leku trzeba określić czy dawka jest odpowiednia. Całe szczęście, że podstawowy hormon TSH spadł ponad połowę. Było 4,73, a jest jedynie 2,02. lecz nie ma co się cieszyć. 🙁 Z tego, co czytałam w ciąży TSH powinien być na poziomie 1 – 1,5. Więc czeka mnie raczej podniesienie dawki. Ale lekarz stwierdził, że jest dobrze. No, cóż…
Kolejne badania to określenie przeciwciał TPO. I w tym miejscu się bardzo przeraziłam. Norma to 0-34.
Ja mam 81,9.
Określenie Anti-TG w ogóle zwaliło mnie z nóg. Wyszło 35,54 przy normie poniżej 4,11.
Wynik sprawdzony został dwukrotnie. Kiedy wychodziłam z Krwiodawstwa, chciało mi się tylko płakać. Pani laborantka bez żadnych skrupułów poinformowała mnie, że tu oto niedoczynność jest ( to akurat wiedziałam ), a tu to choroba Hashimoto. Wiecie, z czym mi się od razu skojarzyło? Z wybuchem w Czarnobylu. Takie skojarzenie na około trochę. Wiecie, Fukushma, wybuch elektrowni jądrowej, Czarnobyl. Jestem z tego pokolenie, które nie za bardzo kojarzyło, że dzieje się coś groźnego, ale doskonale zna smak Płynu Lugola. Wodny roztwór jodu miał nas, dzieciaki ( wtedy siedmioletnie ) uchronić przed kłopotami z tarczycą. Jestem bardzo ciekawa ile ludzi z mojego pokolenia ma chora tarczycę.
Ale wracajmy do choroby Hashimoto. Co to ku..na jest?! W wielkim uproszczeniu to zapalenie tarczycy. Lekarz niewiele mi wyjaśnił. Z tego, co zrozumiałam – muszę brać leki i mieć nadzieję, że maleństwo będzie zdrowe.
Najdziwniejsza dla mnie była informacja przy tej chorobie oraz przy niedoczynności, że są bardzo poważne problemy z zajściem w ciążę. Chyba naprawdę to maleństwo w mojej macicy miało jakieś wsparcie tam „u góry”. Samo zajście w ciążę było bardzo trudne, a na dodatek odnotowuje się duży procent poronień. Przy takich informacjach coraz bardziej się upewniam, że dobrze zrobiłam, idąc na zwolnienie. Dokładając do tego stres i codzienny pospiech byłoby bardzo niebezpiecznie.
Kochani, badajmy się kontrolnie. Teraz jeszcze bardziej jestem tego świadoma. Co by gdyby…. A-ch czasami warto nie kończyć myśli.
Już niedługo mikołajki. Czy już wszyscy zakupili prezenty? Spokojnie będzie jeszcze drugie podejście 😉
Zostaw komentarz