Dziś Dzień Dziecka. Niestety nie tak wyobrażałam sobie, że będę go spędzać.
Prezenty były dawno kupione. Miałam mieć pierwszą zmianę, więc odprowadzała bym małego i przyprowadzała z przedszkola… miał być po drodze plac zabaw i sklep, aby kupić coś dobrego… Los płata figle. Coś czułam w kościach, ale nie chciałam tego do siebie dopuścić.
Tak w wielkim skrócie. Po wczorajszym telefonie z przedszkola, że mały ma gorączkę … wszystkie plany poszły w łeb.
Okazało się, że zapalenie gardła zepsuło nam dzisiejsze święto … jesteśmy nie pocieszeni. Żeby nie było zbyt mało – mnie coś rozbierało od poniedziałku… no teraz już wiem, że to samo – jednym słowem – Hurra! Super i tak w ogóle.
Tyle jeśli chodzi o marudzenie. Za oknem – rano super pogoda – teraz … no cóż … znowu leje. Z tego względu nie będę dokładać czarnych myśli i przygnębiających obrazków.
________________________________________________________________________________________
Będzie o książkach, bo to koniec miesiąca już był…. I o Dniu Dziecka bo jest dziś!
Może zaczniemy o weselszych rzeczach? Co wynikło z sytuacji, która nas dotknęła? Miałam więcej czasu dla maluszka. A on – tak szczerze mówiąc – gdyby nie te dziwne skoki temperatury i brak apetytu na pokarmy stała ( teraz już wiadomo dlaczego 😉 ) – nie wyglądał na chore dzieciątko.
Co robiliśmy kiedy Pan Mąż poszedł do pracy? Oj różnie. Najpierw mały zdrzemnął się pół godzinki, bo oczywiście musiał wstać o piątej rano – więc nie wyspane dziecię. Potem znowu Lego Duplo, drewniana kolejka i stos książeczek … plus oczywiście najnowsze samochodziki. Kilka bajek do pooglądania i tak w sumie dzień nam minął.
Wykąpaliśmy się – to już spory sukces, bo ostatnio z tym był spory problem. Mycie na sucho to nie za bardzo to o co chodzi.
Nie uwierzycie jaki był powód niechęci do wanny. Otóż … otwarte okno. Z racji tego, że już ciepło na dworze, a wiadomo wilgoć lubi się zbierać w łazience to i okno non stop było otwarte. Mi nie przeszkadzało, Panu Mężowi również nie… za to Adasiowi jak najbardziej.
W czystej desperacji zaczęłam wymieniać rzeczy, które by nie pasowały małemu przy kąpieli i trafiłam! Okno! Jestem z siebie dumna. Szkoda, że tak długo trwało zanim zajarzyłam. Ale chyba lepiej w ogóle niż wcale. 😉
Teraz maleństwo śpi. Czy miał miły świąteczny dzień? No, raczej tak połowicznie… hehe… jakaś pani zaglądała mu z latarką do buzi, a potem jeszcze słuchała przez stetoskop … no to przecież lekarz – nic przyjemnego. Choć dzień skończył się raczej miło – wykąpany (Hurra!) przytulił się do mnie i w ciągu paru minut zasnął.
* * *
No to czas na książki… czyli to co uwielbiam… mój dzień dziecka to dzień czytania… to by było super.
Lecimy od góry:
- PM Nowak ” Na pokuszenie” – kryminał i do tego polski. Jak się obronił u mnie? Do końca ( na prawie ) nie umiałam zgadnąć kto zabił.Szybko się czyta , nie ma jakiś rażących dłużyzn bądź dziwnych niestworzonych sytuacji. Bardzo fajna powieść do poczytania w ramach relaksu.
- Ishiguro Kazuo ” Nie opuszczaj mnie” – powieść obyczajowa. Chwytająca za umysł – tak bym to nazwała. Porusza – bardzo teraz na topie – temat transplantacji i organów do niej potrzebnych. Nie będę pisać nic więcej, bo bym bardzo Wam zepsuła tą powieść. Wiedźcie jedno – warto ją przeczytać, aby ustawić się w odpowiednim porządku na tym świecie.
Wiecie, że jestem dawcą szpiku i komórek macierzystych – pisałam o tym jakiś czas temu – więc wszelkie akcje w których mogę pomóc popieram całą sobą. W portfelu noszę zgodę na pobranie narządów do przeszczepów i Pan Mąż wie o mojej decyzji – zresztą on myśli tak jak ja, więc… Przeczytajcie … może spojrzycie na te sprawy jeszcze raz albo pod innym kątem. - Wisława Szymborska ” Czarna Piosenka ” – Wiecie co? to są wiersze. Hihihi… racja wiecie przecież 😉 Ale nigdy nie przepadałam za poezją. W domu nie było ani jednego tomiku z wierszami. Wstyd (?) Kupiła, przeczytałam… i no cóż – płakać będę – nadal nie rozumie poezji. Ale usilnie będę wracać do tej pozycji – może kiedyś w końcu coś skumam – kto to wie.
- Wisława Szymborska ” Rymowanki” – śmieszne wierszyki, limeryki i tym podobne – Adasiowi się podobały – był w nich rytm.
- Leo Babautta „Zen to done ” – o niej już pisałam w poście o moich nawykach organizacyjnych. Nie będę powtarzać.
- Scott Belsky ” Realizacja genialnych pomysłów. Jak sprawić, by nie skończyło się na gadaniu” – To jest … hmmm… genialna książka. Otwiera oczy na wiele aspektów, o których myśleliśmy, że są niezmienne. Że jak artysta to musi być roztrzepany , niezorganizowany. Otóż nie! Ta książka wyjaśnia jak to się dzieje, że niektórzy myślą, że są niekreatywni i dlaczego tak bardzo się mylą. Wszyscy jesteśmy kreatywni. Cały czas coś tworzymy, wymyślamy. Po prostu zbyt szybko porzucamy te nasze genialne pomysły. Warto zajrzeć do tej pozycji.
- I ostatnia – szczerze to jej jeszcze nie skończyłam – już tłumaczę dlaczego. W międzyczasie – tak zwanym – czytałam ” Na pokuszenie ” i ostatnie Zwierciadło i Sens i … troszkę mi zeszło. Ale zostało jedynie 15 kartek, więc dziś jeszcze pęknie. 😉
Dan Roam ” Narysuj swoje myśli” – książka o tym jak ubrać to o czym myślimy w … obrazki. Takie zwykłe, proste, ale za to z potencjałem. Na pewno będę z niej nie raz korzystać, aby moje myśli przybrały bardziej realną formę. A obrazki rysuje się szybciej niż pisze. Zwłaszcza,że czasami mam problem z ubieraniem w słowa moich myśli.
Dobrze kochani to ja już kończę. Za chwilę wróci Pan Mąż z drugiej zmiany… 😉
Mam nadzieję, że mieliście myły Dzień Dziecka.
Zostaw komentarz