Mieć pięć pomysłów na post i usiąść [ w końcu ] do laptopa [ gdy nie ganiasz co dwie minuty do kuchni po soczek/ serek/ kanapkę/ itp. lub targana za rękaw masz ustawiać po raz tysięczny pociąg, który uległ katastrofie zwanej Adamodzilla ] , aby okazało się że wszystkie one jakoś dziś ci nie pasują. Bajka! Uwielbiam to po prostu. A Wy?

Nawet tytułu posta za bardzo nie mam wymyślonego…
Ale powrót do rzeczywistości. Po weekendzie okazało się, że wszyscy jesteśmy przeziębieni. Hura! Genialne wyczucie czasu. Pan Mężu jak choruje to umiera; Adaśko objawia zero współpracy, a ja mam w środę jechać na trzydniowe szkolenie do Krakowa. Po prostu super… 😉
Dzisiejsze odprowadzanie do przedszkola trwało raptem 20 minut. [ wspominałam Wam, że do przedszkola mamy w linii prostej jakieś 300 metrów?? 😉 ]. Towarzyszyła nam ciężarówka. Musieliśmy ją najpierw załadować, więc odwiedziliśmy Biedrę. Kupiliśmy jogurcik i załadowaliśmy na pakę. Potem już było wszystko sprawnie. Droga przez park obfitowała w okrzyki Adasia pod tytułem: „Patrz!” i „O tu!”. Wskazywane były ptaszki { bardzo dużo kaczek, wron, kawek, gołębi i mew (? wyglądały jak mewy i tak też skrzeczały) } oraz kwiatki ( przebiśniegi oraz krokusy ) i / lub każdy pączek pojawiający się na krzewach. Dlatego to tyle trwa. Od jakiegoś czasu przyjmuję to jako normę i nie denerwuję się { no dobra – próbuję się nie denerwować 😉 } tym wszystkim.
Dotarliśmy do przedszkola. Później już tylko sala i pani. Jest. Uff! Udało się.
Adaś już tak przyzwyczajony do placówek opiekuńczych, że praktycznie od razu jak tylko wparuje do sali; po odwiedzeniu ubikacji; zajmuje się sobą – patrz „wyczaja” zabawkę jakąś i machając przez ramię łapką – jest już u siebie.
Nie wszystkie dzieci niestety…
Jest u Adasia w grupie dziewczynka, która zaczęła chodzić do przedszkola chyba dopiero od lutego
i ewidentnie nie umie się znaleźć w nowej sytuacji. Dziś jak stałam w drzwiach i czekałam, aż moje maleństwo wróci z ubikacji i pośle mi buziaka i… ogólnie oleje mnie ;); przykleiła się do mnie Amelka. Pytającym głosikiem pytała mnie : „Mama?” A mnie serce się skręcało. Miałam ochotę wziąć ją i mocno przytulić – tak żałosną i smutną minkę miała. Jedynie na co się zdobyłam to po głaskanie jej po buzi
i powiedzenie, że mamusia na pewno popołudniu do niej przyjdzie.
i ewidentnie nie umie się znaleźć w nowej sytuacji. Dziś jak stałam w drzwiach i czekałam, aż moje maleństwo wróci z ubikacji i pośle mi buziaka i… ogólnie oleje mnie ;); przykleiła się do mnie Amelka. Pytającym głosikiem pytała mnie : „Mama?” A mnie serce się skręcało. Miałam ochotę wziąć ją i mocno przytulić – tak żałosną i smutną minkę miała. Jedynie na co się zdobyłam to po głaskanie jej po buzi
i powiedzenie, że mamusia na pewno popołudniu do niej przyjdzie.
Przypomniały mi się pierwsze dni Adasia w żłobku. Jak płakał, a ja razem z nim. I choć rozum podpowiadał, że tak trzeba – serce codziennie mi umierało. Czy teraz już jest lepiej? Troszeczkę. Czasami mam ochotę zachować się jak największa egoistka świata i (Zgroza!) spędzić cały dzień tylko z synkiem. Dlaczego tak jest? Bo teraz mam ten czas podzielony.
Kiedy na początku byłam tylko z Adasiem z czasem zaczęłam potrzebować pobyć „z kimś dorosłym”. Wiecie o czym mówię? A teraz chciałabym jak najwięcej przebywać z małym. Ot! i paradoks macierzyństwa.
Myśl na dziś: ” Przytul dziecko i ucałuj je!”
Dziecięca tęsknota za przytulaniem i uwagą innych jest dużo bardziej dotkliwsza niż u dorosłych. My dorośli możemy zracjonalizować to, że tęsknimy za dotykiem innej osoby, ale dziecko nie jest do tego zdolne. Ono nie wie i nie rozumie dlaczego pewne rzeczy takimi są lub tak musi być a nie inaczej. Przytulając je
i wyjaśniając sytuację ( to należ do obowiązku rodzica – tłumaczenie świata ) pomagamy im uporać się
z tęsknotą za rodzicem.
i wyjaśniając sytuację ( to należ do obowiązku rodzica – tłumaczenie świata ) pomagamy im uporać się
z tęsknotą za rodzicem.
I znów wpadłam w ton mentorsko-wszystkowiedzący. Sorki 😉
Na dziś to już koniec.
Obiecuję się poprawić – przez trzy dni szkolenia spróbuję przygotować więcej postów – na pewno będą
o tęsknocie. Jak ja wytrzymam trzy dni bez maleństwa?!?
o tęsknocie. Jak ja wytrzymam trzy dni bez maleństwa?!?
Zostaw komentarz